eKurjer Warszawski eKurjer Warszawski
608
BLOG

Dlaczego Salon24 a nie blox albo inny serwis?

eKurjer Warszawski eKurjer Warszawski Technologie Obserwuj notkę 5

Po pierwsze, Salon24 stwarza większe szanse realizacji wysoko cenionych w demokracji idei sfery publicznej. Zgodnie z podtytułem miał być „Niezależnym forum publicystów”. Nawet jeśli był wzorowany na serwisie Huffington Post, to w przeciwieństwie do niego, główny ciężar tworzenia nowych treści spoczywa tutaj nie na zawodowych publicystach i komentatorach lecz na amatorach i anonimowych – na ogół – autorach. Formuła tego miejsca zakłada możliwość dyskusji jednych z drugimi. Jest to o tyle ważne, że część z gości Salonu jest wpływowymi osobami, dziennikarzami mającymi pewien wpływ na formowanie opinii publicznej. Igor Janke wyraził kiedyś nawet opinię, iż Salon czytuje 90% ważnych polityków i dziennikarzy. Teoretycznie więc Salon24 stwarza dużo większe, aniżeli oferowane przez tradycyjne media masowe, możliwości sprzężenia zwrotnego między publicznością czytelników a mediami, a w konsekwencji – nie tylko rezonowania, ale też pośredniczenia w jakimś stopniu w samym procesie formowania opinii publicznej. Gdyby tak było, to o Salonie24 można by było myśleć jako o instytucji rozprawiającej publiczności i „agorze” pełniącej funkcje sfery publicznej.
 
Po drugie, w odróżnieniu od innych serwisów blogowych (np. blox) Salon sprawia wrażenie względnej spójności, m.in. ze względu na jednolitą szatę graficzną (nie musimy zatem na jednym blogu czytać czarnej czcionki na białym tle, by po chwili na sąsiednim musieć torturować swoje oczy koniecznością wyszukiwania białych liter na czarnym tle), jak i system odsyłaczy do innych blogerów (tzw. blogroll), sprawiający wrażenie, że tak naprawdę jesteśmy nadal w tym samym miejscu – dosiadamy się jedynie do kolejnych stolików by prowadzić rozmowy.
 
Po trzecie, z porównań rożnych form „cyfrowego” zaangażowania Salon24 wyróżnia się pewną trwałością interakcji. Nie jest to przygodna zbiorowość, która „gromadzi” się wokół jednostkowych wydarzeń by zaraz potem się „rozejść” (jak np. osławiona „Akcja krzyż” pod Pałacem Prezydenckim w sierpniu 2010 roku) lecz kategoria osób, których łączy coś więcej niż preferowany sposób spędzania wolnego czasu w Internecie. Część z nich dąży do świadomego budowania wspólnoty, a garstka decyduje się na spotkania także poza Internetem (Salon24 świętuje właśnie swoje czwarte urodziny w wynajętym lokalu w Warszawie). Salon24 jest zatem czymś jakościowo odmiennym od innych form „cyfrowego” uczestnictwa, które świetnie intuicyjnie scharakteryzował Dominik Taras (pseudonim „Rambo) – organizator wspomnianej demonstracji pod Pałacem Prezydenckim – w słowach: „nas połączył portal społecznościowy, a nie jakiekolwiek relacje międzyludzkie”.
 
2) Co przyciąga ludzi do S24?
 
Jak wynika z badań dla dwóch trzecich badanych S24 jest miejscem w którym można zdobyć informacje niedostępne w innych mediach. Stanowi on zatem alternatywny kanał obiegu informacji i forum debaty publicznej – miejsce w którym można podjąć tematy i wątki niechętnie podejmowane bądź w ogóle nieobecne w oficjalnych (rządowych) i komercyjnych kanałach obiegu informacji. Można zaryzykować tezę, iż miejsca takie jak S24 odpowiadają również na problem deficytu informacyjnego i deprywacji z tym związanej oraz potrzebę orientacji i bezpieczeństwa poznawczego. O tym jak bardzo potrzebne są takie miejsca dzielenia się opiniami, świadczy m.in. skokowy przyrost popularności serwisu po wydarzeniach 10 kwietnia (mierzony ilością tzw. „unikalnych użytkowników” i „realnych użytkowników”). Dotyczy to również kilku innych serwisów internetowych.
 
Respondenci zostali zapytani o główny powód korzystania z Salonu24. Jedna trzecia z nich (33,7%) wskazuje na wymianę poglądów i dyskusję. Dużej części badanych przyświeca cel przekonywania innych do własnych racji i poglądów – odpowiedziała tak co piąta osoba (20,2%). Dla 15,3% respondentów dominującym powodem jest lektura niezależnego dziennikarstwa. Dalsze odpowiedzi to m.in. zdobywanie interesujących informacji (8,6%) i wyrażanie emocji (7,4%), prowadzenie pamiętnika oraz poznawanie ciekawych ludzi (po 3,1% odpowiedzi). Niewielki odsetek odpowiedzi „zdobycie ciekawych informacji” może sugerować, że publiczność Salonu24 tworzą osoby dobrze zorientowane w sprawach politycznych i publicznych.
 
Dla zdecydowanej większości badanych Salon24 jawi się jako medium opiniotwórcze. Zdecydowanie zgadza się z tym stwierdzeniem 20,9%, a raczej tak – 42,9%. Co piąty ankietowany nie potrafi tego jednoznacznie ocenić. Krytycznie potencjał Salonu ocenia ok. 15% badanych (8,6% uważa, że raczej nie jest opiniotwórczy, a 7,4% - że zdecydowanie nie jest).
 
Na pytanie o to, co interesuje znane osoby publiczne w Salonie 24 zrealizowane badanie nie pozwala odpowiedzieć, ponieważ wzięło w nim zaledwie kilka osób z grupy „czerwonych” i „zielonych” – a to nie pozwala na formułowanie jakichkolwiek uogólnień i wymaga dalszych badań jakościowych. Można jedynie domniemywać, że motywacje mogą być różne: ciekawość, reakcja na modę, chęć poprawienia komunikacji z otoczeniem albo może nadzieja na powiększanie swojego kapitału politycznego.
 
3) Opiniotwórczość – co wynika z badań?
 
S24 nie jest opiniotwórczy w takim sensie jak to definiuje np. Instytut Monitorowania Mediów w swoich rankingach najbardziej opiniotwórczych mediów. Nie jest zbytnio często obecny i cytowany w innych mediach. Nie ma siły tematyzacji opinii publicznej, tj, definiowania agendy publicznej, wyznaczania przedmiotów publicznego zainteresowania i definiowania, które kwestie są ważne. Nie może się równać także z innymi, w szczególności dużymi, tradycyjnymi mediami masowymi – jak prasa czy telewizja. To telewizja jest w dalszym ciągu hegemonem i wodzirejem masowej wyobraźni.
 
Jeśli zastanowimy się w jakim sensie serwis internetowy może być opiniotwórczy, to trzeba należy zdać sobie sprawę, że po pierwsze: dostęp do Internetu posiada w Polsce niewiele ponad połowa populacji (ok. 52%). Jeszcze mniejsza część regularnie z niego korzysta. Pomimo zatem zachwytów entuzjastów nowych technologii – szczególnie tych skupionych wokół dużych miast – w Polsce żyje nadal wiele tysięcy ludzi, którzy nie są świadomi nawet istnienia Internetu, a wielu innym Internet nie jest do życia wcale potrzebny i nie odczuwają poczucia deprywacji w związku z brakiem dostępu do niego. Po drugie; należy również pamiętać, że większość użytkowników traktuje Internet jako źródło informacji, rozrywki oraz narzędzie komunikacji ze swoimi bliskimi i znajomymi. Stosunkowo niewielką część stanowi kategoria osób świadomie poszukujących opinii politycznych bądź dążących do przedkładania pod dyskusję własnych – świadczy o tym m.in. dość niewielki rozmiar polskiej blogosfery społeczno-politycznej i dziennikarstwa obywatelskiego. Możliwości tworzenia opinii zależą zatem od dominujących sposobów jego wykorzystania.
W moim projekcie głównym przedmiotem zainteresowania uczyniłem potencjał opiniotwórczy na który składają się w szczególności: autorytet, wiarygodność i zasięg oddziaływania.
Poziom autorytetu jest stosunkowo niski. Jeśli chodzi o ilość osób uznawanych za autorytety epistemiczne (ekspertów w swoich dziedzinach na których opinii można polegać) w Salonie 24, to czterech na dziesięciu respondentów (39,3%) odpowiada iż jest ich od 10 do 20, jedna czwarta (25,1%) że mniej niż 10, ponad jedna piąta (21,5%) że od 21 do 50. Więcej niż 50 dostrzega w środowisku Salonu24 takich osób już tylko co dziesiąta osoba (9,8%). Lepiej od poziomu autorytetu jest oceniany poziom merytoryczny użytkowników S24. Blisko 40% respondentów uważa, że w S24 jest od 21 do 50 osób mających coś ciekawego do powiedzenia. Związki pomiędzy zmiennymi obrazuje diagram:
 
Wiarygodność. Postawiona hipoteza mówiła, że niska wiarygodność intencji towarzyszy wysokiej wiarygodności merytorycznej, albo – inaczej mówiąc – użytkownicy S24 uważają siebie nawzajem za rzetelne źródło informacji ale przy tym jednocześnie za osoby, co do których dobrych i szczerych intencji można mieć wątpliwości. Okazuje się, że istotnie znacznie wyżej oceniana jest rzetelność blogerów (47,9%) niż ich wiarygodność intencji (37,4%), ale różnice nie są aż tak znaczące i związek pomiędzy zmiennymi nie jest istotny statystycznie. Istnieje dysproporcja wśród ocen niskiego poziomu wiarygodności – krytycznie rzetelność blogerow i komentatorów Salonu24 ocenia blisko co piąty ankietowany (17,8%), natomiast wątpliwości co do wiarygodności i autentyczności ich intencji wyraża prawie połowa biorących udział w badaniu (45,4%). Czterech na dziesięciu respondentów ocenia skale obecności osób, które mogą posługiwać się fałszywą tożsamością lub budzą podejrzenie posiadania nieszczerych intencji (np. ukrytego celu stojącego za ich aktywnością) jako duży.
Zasięg orazpopularność Salonu24.pl mierzona ilością unikalnych użytkowników wykazuje tendencję rosnącą. Według estymacji podawanych przez Internetowe aplikacje analityczne S24 odwiedza miesięcznie ponad pół miliona tzw. „unikalnych użytkowników” co odpowiada liczbie ponad 250 tys. prawdziwych osób (tzw. „real users”).Stanowi to ok. 30% wzrost w stosunku do ilości użytkowników pod koniec marca tego roku (180 tys.) i 64% wzrost w stosunku do wartości z lutego 2008 roku (146 tys.) Przekłada się to na zasięg witryny na poziomie ok. 1,2% i jest towzrost o 2 promile w stosunku do wartości z końca marca 2010 roku (0,9-1,0%) i 3-4 promile w stosunku do wartości z lutego 2008 roku (0,8%). Jest to poziom zasięgu, który pozwala na konkurowanie z innymi, pokrewnymi serwisami tego typu.
Obecność w innych mediach (cytowalność).Pomimo tego, iż poziom obecności Salonu24 w mediach nie wydaje się szczególnie imponujący1, gdy go porównamy do dużych mediów komercyjnych, to analiza w obrębie jego kategorii „wagowej” szybko wykazuje, że deklasuje on konkurencyjne platformy blogowe (dziennikarstwa obywatelskiego). Daje to znaczną przewagę nad nimi pod względem potencjału opiniotwórczego. Oczywiście nadal nie na tyle dużą, żeby móc konkurować z mediami tradycyjnymi.
Uwagi dodatkowe:
 
W badaniu postawiono hipotezę, że „dyskusje toczone w Salonie 24 przejawiają tendencje do zamykania się we względnie homogenicznych grupach osób o podobnych poglądach”, co przemawiać miało za silnym sfragmentaryzowaniem (fragmentacją) struktury publiczności, dyskursu i S24 jako sfery publicznej. Hipoteza ta musi zostać odrzucona w świetle otrzymanych danych. Jedynie jedna czwarta (25,8%) badanych rzadko lub bardzo rzadko ogranicza się do dyskusji w gronie osób podobnie do nich myślących, natomiast aż dwie trzecie badanych (66,9%) deklaruje, że często dyskutuje z osobami o poglądach odmiennych bądź przeciwnych do ich własnych. Najmniej liczną kategorię stanowią osoby, które czynią to od czasu do czasu (7,4%). Niezgodnie zatem z pierwotnymi przypuszczeniami, na tym poziomie analizy struktura publiczności okazuje się mieć charakter względnie jednolity.
Czy komunikacja w S24 służy dyskusji z odmiennymi poglądami czy potwierdzaniu własnych? Postawiona hipoteza mówiąca o tym, że forma komunikacji jaką jest Salon24 służy głównie potwierdzaniu swoich poglądów została sfalsyfikowana. Aż dwie trzecia badanych (64,5%) deklaruje, że często lub bardzo często odwiedza blogi osób o poglądach odmiennych bądź opozycyjnych do własnych, 11,7% czyni to umiarkowanie często, a co czwarty (23,9%) – rzadko lub bardzo rzadko.
Respondentom zadano również pytanie jak wiele razy zostali przez kogoś innego przekonani do jakichś racji w wyniku dyskusji w Salonie24. Prawie 6 na 10 osób (57,1%) odpowiedziało iż zdarzyło się to kilkukrotnie, 15,3% ocenia tę ilość na kilkanaście razy, a 13,5% deklaruje, że nikt jak dotąd nie był w stanie ich przekonać. Z kolei na pytanie o to, czy mają podstawy do twierdzenia, że samemu udało im się kogoś do czegoś przekonać w dyskusji w S24, jedna czwarta (24,5%) udzieliła odpowiedzi, że mogło się to zdarzyć kilkukrotnie (niestety aż 42% nie było w stanie udzielić pytanie na tak sformułowane pytanie). Otrzymane dane choć nie rozstrzygają sprawy, to mogą stanowić przesłanki wnioskowania, iż: I) skala zjawiska formowania opinii w toku deliberacji w S24 nie jest tak duża, jakby mogły sugerować deklaracje otwartości na dyskusje z oponentami ideologicznymi, II) publiczność Salonu24 składa się z osób o jasno sprecyzowanych i utrwalonych poglądach, które interesują się żywo poczynaniami swoich adwersarzy ale konfrontacja i polemika nie są w stanie zachwiać ich własnymi poglądami, III) być może zbyt pochopna jest próba wiązania chęci szukania potwierdzenia własnych poglądów z postawą zamknięcia (nie wchodzenie na blogi przeciwników politycznych i nie dyskutowanie z nimi).
 
4) Jaka przyszłość Salonu?
 
To trudne pytanie. S24 cały czas się rozwija (czego dobrą metaforą był dopisek „wersja beta”, który dopiero niedawno zniknął ze strony głównej), wprowadza nowe funkcjonalności i usprawnienia (np. polepszony niedawno system wyszukiwania archiwalnych tekstów blogerów), uzyskuje środki na rozbudowę z funduszy europejskich a jego publiczność rośnie. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że jego rozwój nie jest harmonijny, że w pewnym sensie przechodzi on permanentny kryzys. Wyróżniłbym kilka faz tego kryzysu: kryzys technologiczny, który serwis przechodził w pierwszej połowie 2009 roku; kryzys instytucjonalno-normatywny, który dotyczy reguł funkcjonowania serwisu i życia zbiorowego (regulaminu, problemu banowania i blokowania, itp.) i który przybiera na sile od czasu do czasu, w tej chwili chyba łagodniejąc. Trzeci, groźniejszy konflikt, który dopiero może się ujawnić (choć już „wisi w powietrzu” i jest trochę wyczuwalny) nazwałbym kryzysem zaufania (legitymizacji) i dotyczyć on może generalnych zasad przewodnictwa w serwisie, w szczególności zaś zakwestionowania autorytetu administracji do decydowania o kształcie serwisu, wyznaczaniu jego „linii” i granic wolności jego użytkowników. Ten rodzaj konfliktu jest o tyle niebezpieczny, ze może wymagać od właścicieli serwisu podjęcia decyzji czy bardziej zależy im na starych użytkownikach czy pozyskaniu nowych. Czwarta potencjalna faza konfliktu może dotyczyć „kryzysu wieku średniego” – ogółu wyzwań związanych z potrzebą rewizji przyjętych rozwiązań, innowacji istniejących bądź odświeżenia formuły, mających na celu zwiększenie atrakcyjności i konkurencyjności serwisu, gdy na rynku pojawią się już duzi, konkurencyjni gracze.
Ten trzeci rodzaj konfliktu związany jest, jak można domniemywać z przyjętą przez właścicieli aktywną polityką promowania pluralizmu stanowisk światopoglądowych, politycznych i ideologicznych. Ma to wielorakie korzyści: od wizerunkowych (uniknięcie oskarżeń o upolitycznienie i zepchnięcie w niszę ideologiczną) po ekonomiczne (większy ruch generuje większą wartość u potencjalnych reklamodawców w przyszłości). Polityka ta przejawia się m.in. w sposobie doboru tekstów na Stronę Główną jak i regulowania stosunków pomiędzy użytkownikami (karania za obrażanie adwersarzy). Okazuje się jednak, że pluralizmu nie można zadekretować.Aktywna polityka właścicieli Salonu ma swoje korzystne i niekorzystne strony. Wzmacnianie różnorodności jest przede wszystkim odbierane przez wielu salonowiczów jako wspieranie ich przeciwników, a karanie za radykalne, niejednokrotnie agresywne wypowiedzi, bądź ich usuwanie, jest odbierane jako ograniczanie wolności słowa i szkodzi wizerunkowi Salonu jako bastionowi niezależności i wolności wypowiedzi wśród jego użytkowników. Wydaje się, że próba wypozycjonowania Salonu jako medium umiarkowanego, „środkowego” odbiorcy (a więc również i najliczniejszego – co obrazuje „dzwonowa” krzywa Gaussa) musi zostać skazana na niepowodzenie. W przypadku komunikacji politycznej – inaczej niż w przypadku komunikacji marketingowej – „środkowym” odbiorcą może być bowiem tylko jednostka niewyrobiona politycznie i nie zainteresowana polityką – bez jasno sprecyzowanych poglądów, bądź ulegająca propagandzie populistycznej. Taka jednostka nie szukałaby jednak uczestnictwa w deliberacji na politycznej „agorze”. Próba takiego „studzenia” może oznaczać zrażenie dotychczasowych użytkowników i wyboru pomiędzy starymi a nowymi. Należy podkreślić, że już teraz 30,7% przebadanych blogerów (i komentatorów) Salonu24 myśli nad opuszczeniem serwisu.
 
Widziałbym kilka możliwości aby spróbować poprawić kondycje Salonu, a być może również potencjał opiniotwórczy:
 
Po pierwsze: ważną sprawa wydaje się zatrzymanie najbardziej wartościowych i popularnych blogerów, przemyślenie na nowo kwestii autonomii „dziennikarzy obywatelskiej” i poszerzenie jej zakresu, bądź stworzenie takich obszarów w których ich wolność publicystyczna nie będzie podlegała próbom ograniczania. Nie wszystkim blogerom zależy bowiem na promowaniu za Stronie Głównej – dużej części zależy po prostu na tym, żeby nikt nie ingerował w to co mogą a czego nie mogą pisać (w granicach prawa oczywiście). W przyszłości można pomyśleć również o jakiejś formie gratyfikacji materialnej dla tych najbardziej zasłużonych i wartościowych autorów.
 
Po drugie: zatrzymanie blogerów „zielonych” i „czerwonych” – obserwowany od dawna spadek ich aktywności i ostateczny odpływ z serwisu grozi fiaskiem całej formuły „niezależnego forum publicystów”. Zrozumiałe jest jednak to, że wiele znanych publicznie osób zainteresowało się Salonem24 tylko z ciekawości bądź ulegając modzie. Inni nie mają czasu na aktywność w serwisie, znudzili się, bądź po prostu zostali zniechęceni i zrażeni przez nieprzychylne komentarze pod ich adresem ze strony blogerów i komentatorów.
 
Po trzecie:próba sprowadzenia do Salonu24 znanych osób publicznych i autorów na wyłączność. Nie tak dawno temu, gdy trwał głośny medialny konflikt Marka Migalskiego z Jarosławem Kaczyńskim, kilka milionów internautów mogło się dowiedzieć o blogu polityka prowadzonym w serwisie Onet. Sam Onet wysoko pozycjonował teksty odsyłające do tego bloga. Te same wpisy Marek Migalski umieszczał w swoim blogu w Salonie24, ale ponieważ stanowił on konkurencje dla Onetu, dlatego o blogu w Salonie internauci nie mogli się dowiedzieć. Udana próba sprowadzenia kilku ważnych nazwisk do S24 mogłaby oznaczać wzrost rangi S24, jego potencjału opiniotwórczego i przeniesienia tam części, tego co nazywamy debatą publiczną (medialną).
 
5) Znane przykłady „przejścia” newsów z Salonu do mediów tradycyjnych?
 
Problem w tym, że S24 nie jest medium informacyjnym i nie generuje „newsów” lecz jedynie przetwarza jakościowo wiedzę i materiał informacyjny, który już jest w obiegu (z tego też powodu jest w niskim stopniu cytowany przez internetowe portale informacyjne, których działalność opiera się głównie na publikacji newsów)2. Formuła „Salonu” sprzyja dobremu „trawieniu” tematów, szczególnie dzięki dobrodziejstwu zbiorowej synergii – wielu umysłów zgromadzonych w jednym miejscu. Entuzjaści sloganów o „kolektywnej inteligencji” muszą jednak czuć się trochę zawiedzeni, bo poza kilkoma przypadkami, przeważająca część przełomowej bądź innowacyjnej pracy jest na ogół dziełem od kilku do kilkunastu osób – jak chociażby Kataryna i jej publikacje dotyczące afer politycznych. Dotyczy to potencjałuquasi-dziennikarstwa śledczego ale także innych obszarów.
Chociaż S24 nie jest medium „newso-twórczym”, to znanych jest kilka przypadków przedostania się wzmianek o serwisie do głównym mediów. Te przykłady to m.in.: publikacje wRzeczpospolitej”, „Dzienniku Polskim”, „Angorze”, „Gazecie Polskiej”), obecność blogerów w programie „warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego (w jednym z nich twórcy Polski XXI – R. Dutkiewicz, J. M. Rokita i K. Ujazdowski – przyznali się do inspiracji portalem). Blogerów cytował Krzysztof Leski w III Programie Polskiego Radia, wywiad z nimi jako przedstawicielami blogosfery i „nowych” mediów opublikowano w „Dzienniku”. W mediach można było poczytać także o sprawie Elizy Michalik – dziennikarki publikującej również w S24, której wytknięto wielokrotne popełnienie plagiatów. Blogerzy S24 podjęli się roliquasi-dziennikarzy śledczych, wynajdując dowody zarzucanego czynu i doprowadzając do usunięcia Michalik z salonowej społeczności. W listopadzie 2009 roku o S24 można było usłyszeć przy okazji tekstu blogera Bernarda, który został wykorzystany przez satyryka Krzysztofa Daukszewicza w programie „Szkło kontaktowe” jako własny. Sprawę plagiatu podjął S24, szybko podchwyciły media elektroniczne. Satyryk przeprosił i przyznał się, że tekst nie był jego autorstwa. Kolejnym przykładem na poparcie tezy, że dziennikarze mediów głównego nurtu czytają blogerów S24 jest przykład tekstu Starego Wiarusa na temat wypowiedzi Krzysztofa Zanussiego w pedofilskiej sprawie Romana Polańskiego i działań jakie bloger podjął w tej sprawie. Wiadomość o tym pojawiła się na internetowej stronie „Dziennika”, a później innych, dużych tytułów (m.in. Gazeta.pl i Onet.pl). Jak podaje Stary Wiarus, jego wpis pojawił się o godzinie 15:04 a „Dziennik” zacytował go o godz. 16:05, czyli zaledwie 61 minut później. Tekst blogera Parakaleina o nieprawidłowościach przy przetargu PKP został przywołany przez Ludwika Dorna z mównicy sejmowej w październiku 2009 roku. Do czytania S24 przyznał się również jego były szef – Jarosław Kaczyński.
Najgłośniejszą sprawą z S24 niedaleko od centrów wydarzeń była w 2009 roku „Sprawa Kataryny” związana z szantażem najpierw Krzysztofa Czumy – syna Ministra Andrzeja Czumy – a potem redakcji „Dziennika”, która w końcu opublikowała informacje pozwalające ujawnić tożsamość blogerki. Zaś najnowszą – z maja tego roku – pierwszy wywiad J. Kaczyńskiego po katastrofie smoleńskiej (i w kampanii wyborczej) właśnie dla Salonu24 (o Salonie24 wzmiankowano wtedy na pierwszych stronach gazet).
 
 
 
Autor opracowania:
 
Grzegorz Guździoł
1 Salon24 jest przywoływany ze zmienną częstością w zależności od analizowanego medium. Najczęściej odwołania do serwisu pojawiają się w prasie codziennej: w „Rzeczpospolitej” (w 1 wydaniu na 8) i „Gazecie Wyborczej” (w 1 wydaniu na 12). Relatywnie podobnie w tygodnikach opinii – we „Wproście” dwa razy w przeciągu dwóch miesięcy, a w „Polityce” i „Newsweeku” – jeden raz. Najrzadziej odwołania do S24 można napotkać w analizowanych serwisach internetowych (tylko 1 raz w Onet.pl). Wydaje się to zrozumiałe, ponieważ są to serwisy o profilach głównie informacyjnych, a Salon24.pl nie jest źródłem „newsów”, tylko miejscem przetwarzania informacji. Z tego też względu, alternatywna hipoteza mówiąca o unikaniu reklamowania konkurencji nie wydaje się szczególnie przekonywająca.
2 Warto zwrócić uwagę na to, że duże internetowe serwisy informacyjne również nie tworzą newsów lecz jedynie je rozpowszechniają, ponieważ lwia część publikowanych przez nie informacji ma charakter wtórny i pochodzi albo z innych mediów albo z depesz Polskiej Agencji Prasowej.

ekurjerwarszawski.pl Wydarzenia, imprezy, nieznana historia miasta, opinie, satyra obrazkowa - wszystko o Warszawie!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie